S.K. - Tylko pogratulować umiejętności włączania się w życie wsi.
M.T. - Tak, jest bardzo ważne, żeby robić to, co jest możliwe i to, co jest ludziom potrzebne. Ale w 2009 roku dotknęła mnie kolejna tragedia, w marcu zmarła moja mama. Od tej pory mieszkam sama.
S.K. - W ten sposób Pani życie stało się bez porównania trudniejsze. Jak Pani sobie radzi z gospodarstwem domowym?
M.T. - Ze sprzątaniem nie mam większych problemów. Nauczyłam się tego w internacie. Natomiast nie lubię i nie umiem gotować. Śniadania i kolacje robię sobie sama, a obiady przywozi mi kuzynka, która mieszka niedaleko. Kuzynka robi mi też zakupy. W ten sposób sobie radzę.
S.K. - Zakupy, sprzątanie i obiady to jeszcze nie wszystko. Trzeba od czasu do czasu gdzieś wyjechać, coś załatwić, z kimś się spotkać. Do tego też potrzebna pomoc.
M.T. - Jasne, że tak. Dlatego teraz już rzadko wyjeżdżam, zresztą i wcześniej mama nie mogła mi w tym pomagać. Jak już mówiłam, stan zdrowia jej na to nie pozwalał. Ale z pisania nie rezygnuję.
Piszę prace konkursowe do Wałbrzycha, raz nawet wyróżnienie zdobyłam. Współpracuję z gminnym domem kultury i z parafią.
Pisanie do prasy brajlowskiej nie było trudne. Pisałam tekst w brajlu i wysyłałam do redakcji. Ale tekstów do lokalnej gazety już tak nie mogłam pisać. Musiałam je przepisywać na maszynie czarnodrukowej.
Gdy żyli rodzice, sprawa była łatwa. Wiedziałam, że będzie miał kto sprawdzić, czy da się to przeczytać. Kiedy jednak zostałam sama, pojawiły się problemy. Wystarczyło, że od pisania nagle oderwał mnie dzwonek telefonu i już trudno było wrócić do przerwanego tekstu. Nie byłam też pewna, czy oddawane teksty nie zawierają błędów.
Wiedziałam, że rozwiązaniem stać się mógł komputer, ale nie miałam szans na jego zakup. Nie uczę się i nie pracuję, więc nie mogłam liczyć na dotację. A poza tym nie bardzo wiedziałam, jak by to było, bo niewiele wiedziałam o posługiwaniu się komputerem.
Proboszcz naszej parafii, gdy w rozmowie ze mną dowiedział się, że moja maszyna może przestać pisać, wziął sprawy w swoje ręce. Powiedział, że on brajla nie będzie się uczył, ale ja mogę nauczyć się posługiwania komputerem. I tak od kwietnia 2013 roku laptop znalazł się w moim domu. Organista, który jest też informatykiem, przychodził i uczył mnie. Pomocne okazały się też rady przyjaciółki, która posiada komputer od dawna.
I tak od rysika przeszłam do komputera. Jest łatwiej, bo on powie, gdzie jest błąd. Myślę, że już niedługo będę mogła swobodnie pisać i czytać. Taką mam nadzieję.
S.K. - A jednak własna aktywność oraz pomoc życzliwych ludzi i życie staje się lepsze, ciekawsze, pożyteczne.
Życzę sukcesów w zmaganiu się z ujarzmieniem komputera. Dziękuję Pani za informacje o życiu osoby niewidomej w środowisku wiejskim. Z pewnością zainteresują one naszych czytelników.
aaa
|