Źródło: Publikacja własna "WiM"
W dniu 28 marca br. siedziałem pod stołem kiedy mój protoplasta ze swoją małżonką jedli śniadanie. Zwykle przy śniadaniu słuchają radia, więc i ja słuchałem. Usłyszałem, że jeden z protestujących pod Sejmem RP opiekuje się niewidomą żoną i domaga się...
Mój protoplasta powiedział do swojej lepszej połowy: "Idź i Ty protestować, dyć opiekujesz się niewidomym mężem". Jego połowica na to, żeby się nie wygłupiał. Człowieków bardzo trudno zrozumieć, a człowieczyce jeszcze trudniej. To mężowi niewidomej się należy, a żonie niewidomego nie... No i gdzie tu jest jakiś sens?
Na starość zrobiłem się refleksyjny. Zadumałem się więc nad tą radiową informacją i nad rozmową człowieków przy śniadaniu. Nic wymyślić nie mogłem, więc zacząłem szukać w internecie i w prasie. No i się doszukałem.
"Mamy te same żołądki! Chcemy tych samych praw! Precz z dzieleniem opiekunów na lepszych i gorszych!" - takie hasła skandują opiekunowie dorosłych osób z niepełnosprawnością podczas protestu, który rozpoczął się 27 marca 2014 r. przed siedzibą Sejmu.
A to mi dopiero klina zabili...
Rozumiem, że te żołądki to symbol wszystkich potrzeb człowieka, a nie tylko żywieniowych. Moim kocim zdaniem, nie tylko potrzebami żywieniowymi ludzie się różnią, ale wszystkimi innymi. Jedni jedzą dużo, inni mało, jedni są mięsożerni, inni są jaroszami - no i dobrze. Gdy jednak zastanowimy się nad wszystkimi potrzebami fizjologicznymi, potrzebami bezpieczeństwa, seksualnymi, społecznymi, estetycznymi, altruistycznymi, religijnymi, kulturalnymi, potrzebą uznania, potrzebą podporządkowania się i potrzebą dominowania, potrzebą sukcesu, potrzebą posiadania i pozostałymi, okaże się, że u różnych ludzi występują one w różnym natężeniu, a nawet niektóre z nich nie występują zupełnie. Jeżeli jednak ten żołądek traktujemy jako symbol, jako reprezentację wszystkich potrzeb, skupmy się na nim.
Czy żołądek anorektycznej modelki wielkości dorodnej czereśni jest tym samym żołądkiem jaki ma rekordzista świata wagi superciężkiej w podnoszeniu ciężarów? Toż chyba nie! Ich żołądki nie są ani te same, ani takie same. W ogóle, moim zdaniem, nie wszystkie żołądki człowieków są te same, ani takie same. Jeden potrafi zjeść konia z kopytami i jeszcze mu mało, a drugiemu wystarczy pół małej bułeczki. I jakie to te same, jakie takie same? Nawet ten sam człowiek jako kilkunastolatek je bez końca i, można powiedzieć, jest ciągle głodny i chudy, a emeryt je połowę tego, co ten młodzieniaszek albo i mniej, a brzuch mu rośnie aż pod nos. I jakie to te same?
Ale nie koniec mojego zdumienia. Czytałem dalej i wyczytałem.
"- Nie ma niepełnosprawnych lepszych i gorszych i nie ma opiekunów lepszych i gorszych. Wszyscy wykonują ciężką pracę i wszyscy powinni być równo traktowani - mówił Alfred Surma ze Stowarzyszenia Niepokonani 2012, jeden z protestujących".
Doczytałem się też, że protestujący odrzucili propozycję zróżnicowania pomocy w zależności od stopnia niesprawności ich dzieci.
Prawda, że nie ma niepełnosprawnych lepszych i gorszych, ale prawdą też jest, że są niepełnosprawni całkiem niesprawni i bardzo sprawni, a także sprawni inaczej. Prawdą też jest, że jedni opiekunowie wykonują katorżniczą pracę, a inni chcą wykorzystać swoich dość sprawnych podopiecznych, żeby zyskać tyle samo, co ci pracujący ponad siły.
Są niepełnosprawne dzieci i niepełnosprawni dorośli, którzy nie potrafią wykonać ani jednego celowego ruchu, nie rozumieją i nie potrafią wypowiedzieć ani jednego słowa z sensem, nie panują nad czynnościami fizjologicznymi. Trzeba ich karmić, nakładać im pieluchomajtki, myć, przewracać itp. Prawda, że to krańcowy przykład, ale jak on się ma do niewidomej żony? Spróbujcie robić to wszystko z człowiekiem, który waży 80 kilogramów.
Są też niepełnosprawni nawet bardzo sprawni fizycznie, ale intelektualnie zupełnie niesprawni. Zdarza się, że taki niepełnosprawny potrafi zjeść kwiat z doniczki razem z ziemią i własny kał, potrafi dźgać się nożem po udach, wyć z bólu i dalej dźgać. I jak on się ma do mojego protoplasty, który jest niepełnosprawny w stopniu znacznym, a redaguje czasopismo, codziennie chodzi trzy godziny po lesie i jak go żona nagoni, obierze ziemniaki, powiesi firany i zasłony, a także żyrandole. Mój protoplasta ludzi nie widzi, czytać nie może, ale na spacerach spotyka niewidomego niepełnosprawnego w stopniu znacznym, który go z daleka pozdrawia i gazety czyta. To w stopniu znacznym, ale są też stopnie umiarkowane i lekkie. A od jednej niepełnosprawności - tej najgorszej, do drugiej - tej najlżejszej, jest mnóstwo stadiów pośrednich. I to wszystko niby takie same, wymaga takiej samej opieki, takiej samej pracy?
Przecież ta niewidoma żona, jeżeli jest tylko niewidoma, a nie dodatkowo sparaliżowana, to może wykonywać mnóstwo prac domowych.
Jednego niepełnosprawnego nie można na chwilę zostawić samego, bo sobie krzywdę zrobi, a drugi niepełnosprawny obiad ugotuje, pozmywa, posprząta, pracuje, zarabia i rodzinę utrzymuje. Czy to tacy sami niepełnosprawni? Czy ich opiekunowie mają z nimi tyle samo pracy?
Ale doskonale rozumiem, że sytuację należy wykorzystać i używać przy tym mocnych argumentów. Nie jest ważne, czy są one prawdziwe, czy tylko dobrze trafiają w czułe punkty władz i wywołują litość.
Wyczytałem też, że niektórzy potrafią wprost idealnie wykorzystać nadarzającą się okazję otrzymywania trochę grosza bez pracy. Wyczytałem, że np. student mieszkający w Gdańsku opiekuje się swoją babcią mieszkającą pod Przemyślem. No, nie jest to nic dziwnego. Pewnie stosuje telepatię, telekinezę, bilokację i lewitację. Nie wykluczone też, że ta babcia opiekuje się dzieciakami swojej córki.
Takie podejście do sprawy nie jest niczym nowym i nie jest stosowanym tylko przez opiekunów osób niepełnosprawnych. Sami niepełnosprawni też nie są lepsi.
Mój protoplasta pracował mnóstwo lat w Polskim Związku niewidomych, w którym są prawie sami słabowidzący. Otóż dostał kiedyś polecenie napisania do premiera wniosku o przyznanie niewidomym specjalnego dodatku na wzór niemieckiego blindengelt. Miał przy tym powołać się na niemieckie prawo. Polecenie to wydał mu wiceprezes odpowiedzialny za podobne sprawy. Mój protoplasta zapytał, jak wyszacować liczbę osób, którym ten dodatek powinien być przyznany. Pan wiceprezes powiedział, że nie trzeba szacować, bo są statystyki, a Związek ma zarejestrowanych 83 tysiące niewidomych.
Mój protoplasta na to, ale w Niemczech blindelgelt otrzymują tylko osoby, których ostrość widzenia nie przekracza 2 procent, a Związek zrzesza również takie osoby, których ostrość widzenia nie przekracza 10 procent. Dodał, że władze to sprawdzą.
Usłyszał w odpowiedzi, że ma pisać 83 tysiące, bo inaczej to słabowidzący rozniosą w pył władze Związku.
Miał rację. Blindengelt nie został przyznany, ale za to odpowiada premier, a nie władze Związku. Gdyby jednak PZN wystąpił o blindengelt dla sześciu tysięcy naprawdę niewidomych, a władze państwowe, co nie daj Boże, by przyznały ten dodatek, to słabowidzący spaliliby na stosie złożonym z brajlowskich czasopism wszyskich członków Prezydium Zarządu Głównego, a stos ten podpaliliby brajlowską "Pochodnią".
Dodam, że nie był to jedyny przypadek twierdzenia, że słabowidzący są takimi samymi niewidomymi jak niewidomi. Ba, niektórzy nawet twierdzili, że im się gorzej żyje, bo muszą leki na oczy kupować.
Ej, myślenie jest bardzo szkodliwe - można się tęgo narazić. Bezmyślne krzyczenie, że dać, że się wszystkim równo należy, że wszyscy mają jednakowe żołądki, a wszyscy niepełnosprawni są jednakowi, niczym nie grozi. Ba, może nawet pomóc zostać parlamentarzystą albo europarlamentarzystą.
Niestety, z moimi poglądami nie ma co liczyć na karierę polityczną, ani nawet na uznanie słabowidzących. Mimo to gromko wykrzyczę:
Nie wszystkie żołądki są jednakie!
Nie wszyscy niepełnosprawni są jednakowi!
Nie wszyscy opiekunowie muszą równie ciężko pracować!
Niektórzy niepełnosprawni i ich "opiekunowie" wcale łatwo zarabiają na niepełnosprawności!
Stary Kocur z nie takim samym żołądkiem
aaa
9. FAKTY, POGLĄDY, OPINIE I POLEMIKI
|