Piłka jest okrągła, bramki są dwie, a na trybunach... cisza
Bartosz Ignatowicz
(zdj. s. 44: Mecz Goalball)
Dotyk i słuch to podstawowe zmysły, których używają osoby niewidome i niedowidzące w codziennym życiu. Nie inaczej jest podczas uprawiania przez nie sportu.
Pierwszy raz usłyszałem o Goalballu ponad 4 lata temu. Po przygodach z piłką siatkową, tenisem stołowym i koszykówką zapragnąłem odnaleźć sport dedykowany dla osób takich jak ja – tracących wzrok lub osób już od jakiegoś czasu niewidzących. Gdy obejrzałem pierwsze filmiki w internecie, od razu wiedziałem, że muszę spróbować. Poszukałem i okazało się, że w Szczecinie jest drużyna Goalballa. Pierwszy trening, pierwszy dotyk boiska, pierwsze dźwięki wydobywające się z piłki. Już wiedziałem, że to jest to, czego szukałem. Zostałem zawodnikiem drużyny Goalball Szczecin.
Piłka dźwiękowa została wymyślona w roku 1947 jako forma rehabilitacji dla weteranów, którzy utracili wzrok na wojnie. Goalball jest jednym z przykładów sportu przygotowywanego od podstaw dla osób niepełnosprawnych. W odróżnieniu od dyscyplin adaptowanych, takich jak: biegi, pływanie, blind football, strzelectwo bezwzrokowe, nie ma odpowiednika w sporcie pełnosprawnych. Ze względu na formę gry przypomina trochę piłkę ręczną czy kręgle. Goalball jest najpopularniejszym sportem zespołowym dla osób niepełnosprawnych na świecie. W Polsce rozwija się coraz prężniej, w szczególności w takich ośrodkach jak Wrocław, Katowice, Lublin, Bydgoszcz oraz Szczecin.
„Zasady gry są bardzo proste, należy zdobyć gola i samemu nie stracić bramki.” Takie słowa usłyszałem na pierwszym treningu. Pomyślałem sobie – dam radę, przecież piłka wydaje odgłosy, zdążę złapać. Nic bardziej mylnego. Gdy osoba niedowidząca ubiera nieprzezroczyste gogle, doznaje podobnego wrażenia co osoba widzącaą, gdy zakryjemy jej oczy. Świat staje się wtedy dużo, dużo mniejszy i potrzeba sporo czasu, aby się do tego przyzwyczaić. Na boisku są przyklejone sznurki – punkty orientacyjne dla zawodników, dzięki którym podczas gry mogą się odnaleźć na boisku. Początkowo cały czas trzymałem rękę na parkiecie, z obawy aby nie zgubić wypukłego sznurka. Jednak z czasem nie potrzebowałem już tak często pomagać sobie dotykiem. Dzięki doświadczeniu i wsparciu kolegów z drużyny, czuję się coraz bardziej pewnie.
Historia szczecińskiego Goalballa rozpoczęła się kilka lat temu na turnusie rehabilitacyjnym w Ustroniu Morskim. Początkowo sukcesy odnosiły dziewczęta, które zdobyły nawet Mistrzostwo Polski. Jednak z czasem entuzjazm opadał i nad męską drużyną zawisło widmo rozwiązania. W kwietniu 2015 roku zawodnicy i ich przyjaciele postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Powstało Stowarzyszenie Klub Sportowy Niewidomych i Niedowidzących „Dalekowzroczni”. Za główny cel postawiło ono sobie nie tylko opiekę nad drużyną Goalballa, ale przede wszystkim aktywizację sportową osób z dysfunkcją wzroku.
Po dużym sukcesie projektu Fundacji Szansa dla Niewidomych, dotyczącego promocji Goalballa w 2014 roku, stowarzyszenie zapragnęło kontynuować tę akcję. Od początku bieżącego roku przeprowadziliśmy 8 lekcji pokazowych w zachodniopomorskich szkołach. Oprócz zasad gry, staraliśmy się przekazać wiedzę, jak asystować osobie niewidomej, ale przede wszystkim, że nie należy obawiać się podejść do niej i zapytać czy jej nie pomóc. W czasie zajęć opowiadaliśmy jakie są inne możliwości aktywnego spędzania czasu przez osoby z dysfunkcją wzroku. Rozgrywaliśmy też mecz z udziałem uczniów. Nasze prezentacje cieszą się dużym zainteresowaniem – cały czas spływają do nas zaproszenia od nowych placówek.
Przed drużyną Goalball Szczecin wciąż nowe wyzwania. Na chwilę obecną najbardziej palącym problemem jest mała ilość zawodników. Aby chcieć nawiązać walkę z najlepszymi w Polsce, drużyna potrzebuje jeszcze co najmniej 2 osób. Dlatego zachęcamy do kontaktu wszystkich chętnych spróbowania gry w Goalball. Nasz funpage: www.facebook.pl/goalballszczecin, mail: stowarzyszenie@dalekowzroczni.org.
Pasja nie rodzi się z przypadku
Ewelina Czerwińska
(zdj. s. 46: Koń czesany przez niewidomego)
Opowiem Państwu historię zwykłą, a może jednak niezwykłą, ponad trzydziestoletniego Sebastiana, beneficjenta bydgoskiego tyflopunktu Fundacji Szansa dla Niewidomych.
Ludzie pracujący w organizacji pozarządowej są szczególni. Wynika to z faktu, że praca, którą wykonują, jest niezwykła. Na co dzień, pracując w bydgoskim tyflopunkcie Fundacji Szansa dla Niewidomych spotykam ludzi, którzy mają problemy ze wzrokiem. Każdy to inna historia. Za każdą historią kryje się inny dramat. Strata wzroku jest szczególnie bolesna, ponieważ człowiek traci kontrolę nad wszystkim – nad swoim życiem, planami, pracą, marzeniami, wreszcie nad codziennością. Czynności, które kiedyś były wykonywane automatycznie, po pogorszeniu bądź utracie wzroku stają się dużym wyzwaniem. Ciemność ogarnia życie i myśli człowieka. Nie raz słyszałam pytania: Co dalej? Jak żyć? Jak przetrwać i nie zatracić się w tragedii?
Pisząc projekty dla swoich beneficjentów zastanawiam się aby wymyśleć coś, z czego beneficjenci wyniosą największą wartość. Staram się by zajęcia były ciekawe, pobudzające, intrygujące, przełamujące granice. Projekt realizowany w Fundacji Szansa dla Niewidomych nie może być nijaki! Ten fakt wnika z szacunku do naszych beneficjentów. Pewnego dnia, mając tzw. „wenę”, wymyśliłam tytuł dla kolejnego projektu „Niepełnosprawność to stan umysłu – skuteczne działanie aktywizujące kluczem do samodzielności”.
Pracując ponad cztery lata w fundacji widziałam różne postawy osób, które zaczynały mieć problemy ze wzrokiem, bądź go straciły. Nigdy nie oceniałam. Po prostu stałam, wspierałam i czekałam na człowieka w tyflopunkcie. Chciałam, aby beneficjent wiedział, że po prostu jestem i czekam. Czasami pyszna kawa wypita w milczeniu bardzo pomaga. Słowa są zbędne, natomiast liczy się obecność. Taka jest również filozofia i misja fundacji założonej przez Pana Marka Kalbarczyka: jesteśmy dla ludzi. Ludzi, którzy mają słaby wzrok, bądź go stracili. Jesteśmy w szesnastu tyflopunktach na terenie całego kraju. Czekamy na Państwa, służymy pomocą, wsparciem i radą.
Czekanie na ogłoszenie wyników konkursu jest zawsze najgorsze. Taka jest rzeczywistość. Jeżeli nie mamy środków, nie możemy realizować ciekawych zajęć z beneficjentami. Udało się! Mamy zielone światło. Projekt zostanie współfinansowany przez województwo kujawsko-pomorskie ze środków PFRON oraz ze środków własnych Fundacji Szansa dla Niewidomych. W projekcie znajdziemy: zajęcia ceramiczne, naukę gry na bębnach afrykańskich, zajęcia z muzykoterapii, zajęcia i konsultacje z psychologiem, pokaz sprzętu tyfloinformatycznego.
Marzyłam o tym, aby projektem ,,pobudzić” beneficjentów do działania, pomóc im. Chciałam, aby wyszli z domu, zapomnieli o codzienności, poszli w stronę światła, poczuli pasję, chęć spróbowania czegoś innego. Co robili może dawniej posiadając sprawny wzrok, a co dzisiaj ma inny ,,smak”.
Wśród beneficjentów był mężczyzna, który szczególnie zyskał. To Sebastian, który dzięki zajęciom z hipoterapii przypomniał sobie o koniach. Zajęcia były dla niego przyjemnością, odprężeniem, przełamaniem barier i lęków, a zarazem zaczątkiem pasji, którą kontynuuje do czasu obecnego. Przypomnijmy, że projekt realizowany był na przełomie czerwca i lipca 2015 roku. Dziś, kiedy rozmawiam z Sebastianem o jego pasji – koniach, widzę jak opowiadając o nich świecą mu się oczy, towarzyszy mu uśmiech i spełnienie. W stadninie jest trzy razy w tygodniu. Pracuje tam jako wolontariusz, dzięki czemu może po zajęciach, w ramach pracy, jaką wykonuje, pojeździć konno.
Pytając Sebastiana, co dał mu projekt i konie, odpowiada: ,,Droga Ewelino, zajęcia przypomniały mi, co daje mi kontakt z koniem. To wolność, swoboda, spełnienie i ,,wiatr we włosach”. To chwila, która sprawia, że zatracam się, nie myślę o codzienności, o tym, że mój wzrok ma ograniczenie, że czegoś po prostu nie mogę zrobić”. Sebastian posiada stopień znaczny z tytułu dysfunkcji wzrokowej. Jest osobą słabowidzącą.
„Dzięki Twojemu projektowi już wiem… Pasja nie rodzi się z przypadku – to byłoby takie banalne… Pasja rodzi się wtedy, kiedy zaryzykujemy, wyjdziemy z domu i otworzymy się na nowo na nowe. Dzięki projektowi i fundacji odzyskałem ,,coś”, co myślałem, że już straciłem, a to nie ma ceny. Dziękuję.”
Misja fundacji i pracownicy walczą o takie „cuda” każdego dnia. Bo jak wyjść, kiedy nie widzimy, bądź widzimy bardzo słabo? Jak wsiąść na konia? Jak pójść w nieznane, nie bać się upadku, kompromitacji?
Helen Adams Keller była amerykańską głuchoniewidomą pisarką, pedagogiem i działaczką społeczną, która w wieku dziewiętnastu miesięcy przeszła chorobę. Pozbawiła ją ona wzroku, słuchu i częściowo możności mówienia. Kiedyś powiedziała, że ,,życie jest przygodą dla odważnych, albo niczym”.
Zapraszam wszystkich z całego kraju do szesnastu tyflopunktów, w których zabieramy naszych ,,beneficjentów” w takie właśnie przygody i dzieją się tam prawdziwe ,,cuda”.
|