• 4.8. Jeśli zechcesz, mury runą!
  • Pr 2590 wiedza I myśl internetowy miesięcznik tyflospołeczny wydawca Stanisław Kotowski




    Download 0.65 Mb.
    bet24/61
    Sana22.07.2021
    Hajmi0.65 Mb.
    #15539
    1   ...   20   21   22   23   24   25   26   27   ...   61
    Relacja subiektywna
    Danuaria

    Źródło: Publikacja własna "WiM"

    W dniach 20-21 października 2012 w Bydgoszczy odbył się II Festiwal Widzących Duszą "Muzyka otwiera oczy".

    Do udziału w festiwalu zgłosiło się 25 osób, z czego jury zakwalifikowało 11.

    Przyznano dwa pierwsze miejsca, jedno drugie, dwa trzecie i trzy wyróżnienia.

    Tyle statystyki, ale nie o tym będzie ten tekst.

    ***

    O festiwalu dowiedziałam się z listy dyskusyjnej Typhlos.



    Pierwsza informacja na ten temat pojawiła się już w połowie czerwca. Po jej przeczytaniu postanowiłam wysłać tam swoje zgłoszenie. Zrobiłam to z trzech powodów.

    1. Bardzo nie podoba mi się nazwa tego festiwalu. Ponadto znalazłam artykuł o zeszłorocznej tego typu imprezie. Wciąż można przeczytać ten tekst pod adresem:

    http://zrodlowciazbije.pl/fwd.html

    Tekst ten pozostawiam bez komentarza.

    Tak więc moja złośliwa natura kazała mi jechać tam, żeby potem obśmiać ten festiwal.

    2. Ponieważ już nie śpiewam w żadnym chórze, a czułam potrzebę śpiewania, chciałam przeżyć coś nowego - wstać zza biurka i mieć swoje 5 minut.

    3. W tym roku trzeba było przygotować dwie piosenki z lat 80-tych. To były moje lata szkolne, dlatego też piosenki z tych czasów są mi tak bliskie.

    ***


    Po pierwszej informacji na temat festiwalu próbowałam dowiedzieć się czegoś więcej, jednak bez skutku. Na oficjalnej stronie festiwalu wciąż widniały jedynie informacje o jego zeszłorocznej edycji. Postanowiłam więc poczekać na dalszy rozwój wypadków.

    Pod koniec sierpnia na liście Typhlos pojawiło się kolejne ogłoszenie, tym razem zawierające już więcej konkretów. Zrobiłam więc burzę w mózgu, następnie wzięłam dyktafon, zamknęłam się z nim w mojej wielkiej, narożnej szafie, nagrałam dwie piosenki i wraz z orzeczeniem o stopniu niepełnosprawności i innymi danymi osobowymi wysłałam na podane w regulaminie adresy poczty elektronicznej. Teraz pozostało mi już tylko czekać na odpowiedź organizatora.

    ***

    Minął dzień, w którym odpowiedź miała nadejść, minął weekend po tym dniu, minęły kolejne dni i nic się nie działo.



    Zadzwoniłam do koleżanki, która także wysłała tam swoje zgłoszenie. Też nic nie dostała. Już doszła do wniosku, powołując się na odpowiedni punkt regulaminu, że pewnie się nie dostała. Powiedziała tylko - jak startowałam do Zaczarowanej Piosenki, to chociaż mi napisali, że dziękują mi, a tutaj nic.

    Ktoś mi poradził - zajrzyj do internetu, może znajdziesz tam jakieś opinie uczestników na temat zeszłorocznego festiwalu. Nic nie znalazłam. Ani opinii, ani nawet fragmentów występów. Jedyne co znalazłam, to informacje z różnych mediów, że "festiwal się odbędzie", albo że "festiwal się odbył". Zaczęłam nawet snuć podejrzenia, że jest to jakiś festiwal-widmo, a nasze dane osobowe są potrzebne organizatorowi do tylko jemu znanych niecnych celów.

    Rozpętałam awanturę na Typhlosie. Ożywiona dyskusja trwała dwa dni i skończyła się tym, że 2 października późnym wieczorem dostałam odpowiedź sformułowaną, moim zdaniem, w zbyt poufałym tonie, że zostałam zakwalifikowana do tego festiwalu. Było to 5 dni po terminie podanym w regulaminie, a wtedy nie miałam świadomości, że organizator złamie jeszcze kilka jego punktów.

    Na dwa tygodnie przed festiwalem otrzymaliśmy projekt plakatu, z którego z przerażeniem dowiedziałam się, że festiwal będzie trwał nie jeden, lecz dwa dni. Kilka dni później w kolejnym mailu do uczestników organizator napisał m.in.:

    "Drugą kwestią jest sprawa koszmarnego niedofinansowania Festiwalu. Oberwaliśmy za nowatorstwo - wydział kultury w konkursie ofert zakwalifikował nas jako imprezę dla niepełnosprawnych, wydział zdrowia - jako wydarzenie kulturalne. W ten sposób żaden z wydziałów Urzędu Miasta nie musiał dawać dotacji. Chore, ale cóż...

    W proteście, zamiast jednego dnia Festiwalu stworzyliśmy dwa. Niech urzędasy nie myślą sobie, że są w stanie ograniczyć swoimi decyzjami autentyczny ruch, autentyczne wydarzenie".

    Nie widzę w tej imprezie nowatorstwa, a w proteście przeciwko takiemu postawieniu sprawy postanowiłam, że absolutnie nie zostanę drugiego dnia na koncercie laureatów, choćbym nie wiem co wygrała. Koncert miał odbyć się dopiero o godz. 16, a do Warszawy wrócić trzeba. Jestem osobą pracującą, festiwal zaś jest moją prywatną sprawą. Pracę zaczynam w poniedziałek o ósmej rano i nie ma zmiłuj.

    Z powodu cytowanego wyżej koszmarnego niedofinansowania, o którym było wiadomo już w czerwcu, zostały złamane kolejne punkty umieszczonego w sierpniu regulaminu - zamiast zespołu miał akompaniować muzyk na instrumencie klawiszowym i tego bym się nie czepiała, gdyby nie fakt, że nigdy nie otrzymaliśmy zagwarantowanych w regulaminie podkładów do indywidualnych ćwiczeń nad piosenkami. Akompaniatora usłyszeliśmy dopiero na próbie, gdzie każdy po prostu wszedł na scenę, prześpiewał raz każdą piosenkę i zszedł. Dozwolone były półplaybacki i niektórzy uczestnicy z tego skorzystali. Ja jednak wolałam interakcję z żywym człowiekiem przy instrumencie.

    ***

    20 października o siódmej rano w nastroju bojowym wsiadłam do pociągu jadącego do Bydgoszczy. Z Warszawy wyruszyliśmy w czwórkę w składzie: dwie uczestniczki - Jadwiga Dąbrowska i ja - i dwoje moich znajomych jako nasi przewodnicy. Zabraliśmy ze sobą karimaty i śpiwory, gdyż organizator gwarantował dla osób ze śpiworami darmowy nocleg. Na miejscu okazało się, że i ta deklaracja została złamana. UKW, gdzie mieliśmy spać, w ostatniej chwili wycofał się ze swoich wcześniejszych obietnic. W tej sytuacji zagroziłam, że skoro tak, to my nie zostajemy na ogłoszeniu wyników, gdyż wówczas nie zdążymy na ostatni pociąg do Warszawy. Podczas gdy koleżanka próbowała na scenie z akompaniatorem, podszedł do mnie ktoś pytając z wyrzutem, czemu nie pójdziemy spać do hotelu Homer, i że mam tam zadzwonić po próbie. Jednak później, gdy próbowałam telefonować, do koleżanki, która skończyła próbę przede mną, podszedł ktoś i powiedział, że będziemy spać "u jednego pana".



    Później się okazało, że tym "panem" był sam przewodniczący jury. Mimo że nasi gospodarze okazali się bardzo miłymi i otwartymi ludźmi, u których pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz ktoś spał na podłodze, do dziś mam kaca moralnego, że zwaliliśmy się obcym ludziom na głowę i czuję się za to odpowiedzialna.

    Jednak wróćmy do festiwalu.

    Namieszali nam w głowach, więc gdy tylko skończyłyśmy próbować, zostawiłyśmy ten cały bałagan i wraz z naszymi znajomymi poszłyśmy na miasto. Pogoda nam sprzyjała, gdyż w tym dniu w całej Polsce było pięknie i słonecznie. Nic nie zapowiadało faktu, że za tydzień spadnie pierwszy śnieg. Można więc było spacerować po parku i zapomnieć o festiwalowym stresie. Trzeba było jednak o odpowiedniej porze wrócić do auli Copernicanum, a tam kolejny problem - nie było się gdzie przebrać. Trudno, żebyśmy występowały w tym, w czym wysiadłyśmy z pociągu. Na szczęście każdy budynek użyteczności publicznej posiada coś takiego, jak toaleta.

    Snuliśmy się po korytarzu odnosząc wrażenie, że ten festiwal w ogóle nie ma prawa się odbyć. Trochę ludzi już było na sali, spotkałam parę osób znajomych.

    ***

    A potem stało się coś, co można by porównać do uruchomienia jakiegoś przełącznika. Nagle wszystko zaczęło się po prostu dziać. Podszedł do nas ktoś z listą obecności, gdzie trzeba było podać dane osobowe i się podpisać. Następnie pani z listą oświadczyła, że są tu młodzi, przystojni wolontariusze, którzy będą wprowadzać uczestników na scenę w kolejności występowania, tylko musimy podać swoje numerki. Ci wolontariusze, to byli uczniowie technikum. Mieli na sobie koszulki z napisem "Pomagać jest fajnie".



    ***

    A potem wszystko się zaczęło.

    Nic mi nie wiadomo na temat wprowadzania kogokolwiek w goglach, nikt się nie egzaltował, jacy to niewidomi są. Jedynym akcentem świadczącym o tym, że w festiwalu biorą udział niewidomi, była początkowa wypowiedź organizatora. Jak mantrę powtarzał historię o koszmarnym niedofinansowaniu, i że nie ma czegoś takiego jak artysta niepełnosprawny.

    Potem odbywało się normalne przesłuchanie uczestników. Każdy wchodził na scenę, zapowiadany przez konferansjera, śpiewał i schodził. Nad naszym bezpiecznym wejściem i zejściem ze sceny czuwali wolontariusze, a w tym czasie nasi przewodnicy mogli sobie w spokoju śledzić występy i dokumentować wszystko za pomocą telefonów komórkowych. Pamiętam, że gdy weszłam na scenę, wolontariusz życzył mi powodzenia.

    Poziom tegorocznych uczestników był wysoki i wyrównany. Szkoda tylko, że przeważały refleksyjne, smutne piosenki.

    W przerwie pomiędzy przesłuchaniami a występem zespołu, można było napić się herbaty i zjeść domowe ciasto przygotowane przez osoby związane z Otwartą Przestrzenią Światłownia.

    Po przerwie wystąpił zespół muzyków z piosenkami z okresu PRL-u. Wszystkie piosenki były znane, wokalistka zachęcała do wspólnego śpiewania.

    Powiem szczerze, że dawno się tak dobrze nie bawiłam. Nawet, jeśli była to piosenka angielska i dobrze nie znałam wszystkich słów, kompletnie mi to nie przeszkadzało. Śpiewałam na całe gardło, a każdy utwór nagradzaliśmy oklaskami i piskiem. W tym czasie gdzieś poza salą koncertową obradowało jury złożone z profesjonalnych muzyków.

    Po koncercie zespołu ogłoszono wyniki.

    Pierwsze miejsce otrzymali ex aequo: Krzysztof Wysocki z Bydgoszczy oraz Zuzanna Osuchowska z Żyrardowa.

    Drugie miejsce otrzymała Aleksandra Gudacz z Krakowa.

    Trzecie miejsce otrzymali: Łukasz Baruch z Dąbrowy Górniczej i Przemek Cackowski z Grudziądza.

    Na koniec wszystkim uczestnikom festiwalu wręczono dyplomy.

    Gdy skończyła się oficjalna część festiwalu, można było udać się do Światłowni na wspólne śpiewanie przy gitarze.

    ***

    O drugim dniu festiwalu nie jestem w stanie wiele powiedzieć, gdyż mnie tam nie było. Z programu wiem jedynie, że w Światłowni miał odbyć się koncert laureatów, a następnie recital zespołu Czerwony Tulipan.



    ***

    Festiwal, mimo opisanych wyżej niedoróbek organizacyjnych, uważam za bardzo udaną imprezę. Myślę, że wpływ na to miała bardzo dobra atmosfera na sali.

    Muszę jeszcze podkreślić, że większość uczestników festiwalu stanowiły osoby całkowicie niewidome. Nie muszę chyba tłumaczyć, jakie to ważne.

    Było to dla mnie nowe, ciekawe doświadczenie. Wcześniej brałam udział jedynie w festiwalach chóralnych.

    Śpiewanie w chórze to coś zupełnie innego. Na scenę wchodzi kilkadziesiąt osób jednocześnie i ustawia się w trzech rzędach, nie trzeba więc myśleć o tym, gdzie się idzie, nie ma mikrofonu ani akompaniamentu, trzeba tylko pilnować się, by wejść z całym chórem. Jak się nie zaśpiewa jakiegoś dźwięku, to zaśpiewają to inni. Nie trzeba też zbytnio myśleć, w co się ubrać. Chórzyści występują w jednakowych strojach.

    Śpiewanie solo, to zupełnie inna historia. Trzeba zadbać o swój wizerunek: wiedzieć, w co się ubrać, by dobrze wyglądać, jak stać, co zrobić z rękami itp. W tych sprawach konsultowałam się z koleżanką. Czy udało mi się zastosować do jej rad? Nie mnie to oceniać. Obawiam się jednak, że zjadły mnie nerwy.

    Ten festiwal bardzo naładował moje akumulatory i już myślę o tym, by wystąpić w przyszłym roku. Muszę jednak popracować nad sobą, chociaż nie jest to proste, bo nie mam pomysłu, jak to zrobić.

    I jeszcze postscriptum:

    Koleżanka, która z nami była w imieniu swoim i swojego chłopaka napisała m.in.: "Bardzo dziękujemy za możliwość poznania i przyglądania się odmiennemu światu, ale tak kolorowemu i pięknemu:) Ty z Jadzią tchnęłyście powiew świeżości w nasze życie i w naszą relację".

    aaa

    4.8. Jeśli zechcesz, mury runą!




    Download 0.65 Mb.

    1   ...   20   21   22   23   24   25   26   27   ...   61




    Download 0.65 Mb.

    Bosh sahifa
    Aloqalar

        Bosh sahifa



    Pr 2590 wiedza I myśl internetowy miesięcznik tyflospołeczny wydawca Stanisław Kotowski

    Download 0.65 Mb.