S.K. - Dobrych miała Pani sąsiadów oraz dobre koleżanki i kolegów. Jednak chyba nie wszystko mogła Pani robić, nie we wszystkich zabawach brać udział?
M.T. - Moja babcia nauczyła mnie robić lalki z sitowia, wyplatać z trawy czapeczki, koszyczki i łódki. Mogłam więc włączać się w wytwarzanie zabawek. Robiliśmy też zabawki z papieru, a w jesieni dobrym materiałem były kasztany i żołędzie.
Pojawił się tylko jeden kłopot. Inne dzieci chodziły do szkoły i uczyły się różnych ciekawych rzeczy, a ja nie. Odrabiały przy mnie lekcje, uczyliśmy się razem, ale łatwo nie było. Mogłam zapamiętać wierszyk, którego się uczyły, mogłam zapamiętać jakąś regułę, ale co z matematyką czy przyrodą?
Wiejscy nauczyciele nie wiedzieli, jak mogliby mnie uczyć, powiatowe kuratorium przysyłało co roku formularz z zapytaniem, dlaczego rodzice nie posyłają mnie do szkoły. Ale gdy kierownik szkoły wpisywał notatkę, że nie widzę, uważano sprawę za załatwioną.
|