|
Z Marią Tarlagą rozmawia Stanisław Kotowski
|
bet | 16/54 | Sana | 22.07.2021 | Hajmi | 0,82 Mb. | | #15538 |
Z Marią Tarlagą rozmawia Stanisław Kotowski
Źródło: Publikacja własna "WiM"
S.K. - Rozmawiam z Marią Tarlagą, niewidomą działaczką zamieszkałą na wsi. Pani Mario, nie miała Pani łatwego życia, jednak potrafiła Pani przezwyciężyć wiele trudności i realizować się w życiu z niepełnosprawnością. Proszę opowiedzieć o swoich doświadczeniach.
M.T. - Najtrudniej jest mówić o sobie, bo cóż ciekawego może być w życiorysie wiejskiego dziecka, które urodziło się jako niewidome?
S.K. - Zależy, jakie to dziecko było. Myślę, że tak mówi Pani ze skromności. Jeżeli okaże się, że w Pani życiu i doświadczeniach nie będzie nic interesującego, rozmowy naszej nie opublikuję.
M.T. - W takim razie spróbuję opowiedzieć o swojej drodze życiowej.
S.K. - To rozumiem. Zatem zaczynajmy.
M.K. - Na świat przyszłam dwunastego marca 1955 roku. Była to wielka radość dla moich rodziców i dziadka, bo w naszej familii rodzili się sami chłopcy. Mój tato miał sześciu braci, pierwszym dzieckiem w mojej rodzinie był też chłopczyk.
S.K. - Proszę, córeczka okazała się szczęściem rodziny.
M.T. - Tak, ale to szczęście nie trwało długo. Rodzice zauważyli, że coś ze mną jest nie tak. Nie chwytałam zabawek, które mi podawali, nie próbowałam chodzić jak inne dzieci. Okazało się, że nie widzę. Zaczęło się szukanie lekarzy, którzy mogli pomóc. Operacja w Krakowie na prawe oko nie udała się, z lewym poszło lepiej. Nie było to wiele, ale widziałam twarze i rozróżniałam kolory.
S.K. - Niewidome dziecko, nikt nie jest przygotowany do radzenia sobie z takimi problemami. Dobrze, że przynajmniej trochę Pani widziała.
M.T. - To jednak nie koniec nieszczęść. Naszą rodzinę dotknęła kolejna tragedia, po krótkiej chorobie zmarł mój brat. Potem mama zachorowała i już nie mogła mieć więcej dzieci.
|
| |